Funkcję Przewodniczącego Jury Profesjonalnego 35. TNF przyjął ubiegłoroczny laureat Nagrody za całokształt i wkład w polską kinematografię - Juliusz Machulski.
Juliusz Machulski, choć uprawia kino gatunkowe, to także należy go zaliczyć do grona filmowych autorów, gdyż bardzo szybko wypracował swój charakterystyczny styl filmowego pisma, stając się od swego debiutanckiego tytułu artystą natychmiast rozpoznawalnym. Co więcej, udowodnił, że komercyjny może znaczyć szlachetny, zabawa może być inteligentna, a kino gatunkowe może okazać się nie tylko sprawnym rzemiosłem, ale i wartościową sztuką.
Zanim zadebiutował pełnometrażowym filmem fabularnym „Vabank” (1981), zrealizował krótki dokument „Zrób to sam” (1978) oraz średniometrażową fabułę telewizyjną z cyklu „Sytuacje rodzinne” – „Bezpośrednie połączenie” (1979). „Vabank” przyniósł mu popularność, uznanie krytyki i szczodrość festiwalowych jurorów (nagrody w Koszalinie, Gdyni, Karlowych Warach, Manili, Cattolicy, Vevey, Marsylii). Osadzona w latach trzydziestych ubiegłego wieku – pełna suspensu i nieoczekiwanych zwrotów akcji – komedia kryminalna o legendarnym kasiarzu i nieprzepadającym za nim właścicielu podejrzanego banku imponowała perfekcyjną realizacją, trafną obsadą, a nade wszystko – finezyjnym scenariuszem. Podobnie jak jej sequel – „Vabank II, czyli riposta” (1984).
Te dwa filmy przedzielił Machulski efektowną „Seksmisją” (1983; nagrody w Gdyni, Łagowie, Syrenka Warszawska, Złota Kaczka), utrzymaną w poetyce science fiction zabawną opowiastką o dwóch mężczyznach poddanych hibernacji, którzy obudzili się z niej po półwieczu, gdy na Ziemi w wyniku nuklearnego kataklizmu został całkowicie wyniszczony męski gatunek.
W kolejnych filmach konsekwentnie doskonalił swój charakter filmowego pisma: „Kingsajz” (1987; nagrody w Gdyni, Brukseli, Avoriaz, Złota Kaczka) to baśniowa komedia rozgrywająca się w Szuflandii, w której mieszkają krasnoludki marzące o przeniesieniu się za pomocą tytułowego preparatu do krainy osobników o normalnym wzroście, „Deja vu” (1989) – błyskotliwa, pełna humoru i zabawnych filmowych cytatów i odnośników historia amerykańsko-rosyjskich porachunków gangsterskich na terenie budującej komunizm sowieckiej Rosji.
W tonacji bardziej serio utrzymany jest pełen sensacji, ale i obyczajowych obserwacji – „V.I.P.” (1991), a przede wszystkim „Szwadron” (1992; nagrody w Gdyni), w którym reżyser spogląda na powstanie styczniowe oczyma tłumiących je żołnierzy tytułowego oddziału, czy rozgrywający się współcześnie serial telewizyjny – „Matki, żony i kochanki” (1995-1998).
Filmem „Girl Guide” (1995; Złote Lwy w Gdyni), „kolażem rockendrollowo-szpiegowsko-góralskim”, zrealizowanym – jak sam wyznaje – metodą grunge'owego graffiti, gdzie pozornie nic do siebie nie pasuje, a jednak składa się na koherentną całość, powrócił do komediowego entourage’u, który udanie kontynuował w filmach kolejnych, utrzymanych najczęściej w formule komedii sensacyjno-kryminalnych, bogato czerpiących z historii X Muzy: „Kiler” (1997; nagroda w Gdyni, Brylantowy Bilet, Złota Kaczka), „Kiler-ów 2-óch” (1999), „Pieniądze to nie wszystko” (2001), „Vinci” (2004; nagroda w Gdyni, dwa Orły). Interesująco prezentuje się również „Kołysanka” (2010; nagroda w Odessie), pastiszowe spojrzenie na filmowy horror, „Ambassada”, ekstrawagancka komedia współczesno-okupacyjna, czy ostatnia „Volta” (2017), w której wraca do korzeni, czyli formuły kina spod znaku debiutanckiego „Vabanku” .
Juliusz Machulski jest także uzdolnionym aktorem, wystarczy wymienić jego role w „Personelu” (1975) Krzysztofa Kieślowskiego czy „Lekcji martwego języka” (1979) Janusza Majewskiego, a także świetnym literatem, czego dowodem nie tylko scenariusze jego filmów, a błyskotliwie napisana, z humorem, ale i życiową refleksją, autobiograficzna książka „Hitman” (2012).
„Humoru mamy za mało, honoru – za dużo i jest lokowany nie w tych miejscach, gdzie trzeba. Mieć dobre autostrady to byłby honor” – powiedział kiedyś Donacie Subbotko w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Dobre filmy to też duży honor. Machulski ich dostarcza już ponad czterdzieści lat.
Jerzy Armata